niedziela, 7 sierpnia 2011

Relacja z koncertu:)

Był piękny słoneczny dzień. A potem spadł deszcz i nadciągnęła wichura. Właśnie w takim deszczu przystało mi stać w kolejce na koncert. Wbrew przewidywaniom przestało padać wcześniej niż po przekroczeniu Stodoły. A obsługa była na tyle miła, że zaczęła wpuszczać 30 minut wcześniej. Wraz z tłumem i Gwiazdkiem wparowałam do środka.
Sklepik.... Drogo i mało ciekawie. Plakaty 2 rodzaje, przypinki, koszulki, wachlarz i torba ze skaju. Dusza zbieracza zadowoliła się cienkim photobookiem i płytą z zeszłej trasy koncertowej. Wydanie o tyle super, że ma cd z zapisem koncertu i koncert. A na wytłoczeniu płyty jest mapa Europy. Można dojrzeć Poland z Lodz i Danzig... Ta mapa niemiecka;p
Tak obkupiona udałam się oddać torbę, a potem na salę. Scena.... mała i nawet z samego końca sali na wyciągnięcie ręki. Miejsce pierwotnie upatrzone zamieniłam na podpieranie przeciwległej ściany blisko sceny.
Wrażenia? Ciepło, miejscami głośno. Po mej stronie stał You. Rany jaki on piękny. Chachamary szalał po scenie szczerząc się. Shinya okazał się sympatyczniejszy na żywo. A ujął mnie, gdy na koniec rzucał pałeczkami specjalnie na balkon - były tam osoby na wózkach.
Nowy drugi wokal Jon. Amerykanin jak dobrze kojarzę. Świetny głos. Bardzo otwarty na publiczność. Jak dla mnie osobowość podobna do Gackta. I robiący piękny fanservice.
A Gackt... Szczęka mi opadła jak go zobaczyłam. Włosy mu odrosły, soczewki nie raziły jak na zdjęciach. Głos... tak co słychać na płytach on tak śpiewa na żywo. Figurę ma cudowną. Od początku do końca mnie zaczarował. A jak się wił (tańczył)... Miło było patrzeć. Koniec końców biegał bez koszulki, a spodnie miał niziutko.. Tak przyznaję piszczałam jak podnosił koszulkę do góry. Ale cenię go bardziej za muzykę. Ryczałam jak śpiewał Vanillę. A jeszcze bardziej jak wyszedł na encore z flagą Polski, którą dostał od fanów. Obiecał wrócić. Pod koniec nawet on się wzruszył.
Po koncercie postanowiliśmy poczekać przy autokarach z nadzieją na autograf. Problem w tym, że wyjścia były dwa... Czas 2h spędzone na miłych rozmowach z fanami i panem ochroniarzem. I po zmianie wyjścia i lekkim zwątpieniu udało się. Gackt w normalnym ubraniu i kapeluszu wyszedł, pomachał i zniknął w autokarze. Ech... Jeszcze udało się zajrzeć przez szybę i go dojrzeć:)

Mam świetne wspomnienia, ale... Są dwie rzeczy których nie rozumiem.
1. Walka o to zespół rzucał w trakcie koncertu i darcie koszulek na strzępy, a pałeczki na drzazgi.
2. Na twarzoksiążce wypowiedź osoby, która przytoczyła rzekome słowa Gackta z twitera. Niby obrażające nasz kraj- porównanie do trzeciego świata. Czemu boli? Bo powołuje się na nie ofcjalne tłumaczenie Gackta. Cóż nie lubię kogoś to się nie wypowiadam. Nie obrażam. A komentarze pod tym bolą.

Na poprawienie humoru cytuję tweetera Jona:)
"The show in Poland was unreal!! Will never forget it!! THANK YOU again to everyone for rocking so hard with us last night!!"

EDIT: Wpis po angielsku Gackta. Ke ke ke...
" You guys are totally amazing. We absolutely will come back to your country. I will keep my word."
"We got surprised in the show. The ending, when everyone screamed ARI-GATO, I felt my heart was vibrating extremely. Thank u too."