środa, 23 lutego 2011

Japoński Kraków

W ramach prezentu urodzinowego towarzyszyłam memu mamutowi do Krakowa. Niby 3 dni, a było cudownie. Mimo mych obaw podróż odbyła się bez zakłóceń, z miejscówkami w cieple.W zacnej cenie. Po wylądowaniu w mieście odwiedziłyśmy przybytek ze złotą literką coby posilić się i uzupełnić płyny. Potem ruszyłyśmy w miasto. Spokojne przyjazne i tak piękne. Z zachwytu wyjść nie mogę, to wszystko jest zabytkowe, stare, a nie odbudowane jak u nas. Piękne barokowe, gotyckie kościoły w którym można spędzić czas godzinami wpatrując się w szczegóły. Z powodu mrozu i braku chęci stania w kolejce odwiedziłyśmy tylko jedno muzeum. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Mangha. I wystawę Japonia z tatami pod stopami. Wrażenia niezapomniane. Całość podzielona na 4 pory roku. Jest część ekspozycyjna jak i możliwości "pomacania". Zrobienie origami, napisanie kanji, zrobienie ogrodu zen. I przymierzenie kimona. Wow och i ach. Może dla laika mało opisane. Ale dla osoby choć trochę zaznajomionej warte obejrzenia. Oczywiście nie oparłam się i ze sklepiku wyniosłam kilka rzeczy. No bo przecież tutaj nie ma książek;p
Usiłowałyśmy znaleźć muzeum z wystawą szopek. Kamienica odnaleziona wejścia brak. Eh.. może nie nadepnęłyśmy tego bruku co trzeba.
Co do wyżywienia to preferowałyśmy sieciówkę. Oraz sympatyczny lokal Sioux. Styl dzikiego zachodu z kolorystyką Spinksa. Ale obsługa i jedzenie zdecydowanie na plus. Już się rozglądam czy u nas nie otworzą.
W sumie non stop chodziłyśmy i na wieczór padałyśmy w hotelu. Oglądanie Piratów z Karaibów z dubbingiem niemieckim bezcenne.
A teraz znowu w domu. Ale już mam plany na najbliższe 3 tygodnie i nudzić się nie zamierzam. Na koniec zdjęcie centrum Mangha od strony Wawelu.Ciekawe czy pewien sympatyczny rycerz tam jeszcze stoi...

piątek, 4 lutego 2011

Idzie luty..

Zimno, ciemno i mokro. Dobrze, że chociaż śnieg pada.
Po raz pierwszy wzięłam proszek na ból głowy. Bo by chyba mi odpadła. Usiłuje zjeść mnie kolejna fala grypy. Staram się bronić, ale mam szanse polegnąć. Moje dzieci było dziś 10 z 25. W tym dwoje nadal na mnie prycha. To ja weekend pod kocem.

Co poza tym? Chwilowa przerwa w nawale pracy. Semestr zakończony, a me oczko w głowie czyli strona uzupełniona. Z wytęsknieniem czekam na ferie.. mimo że jestem placówka nie feryjna;p

Wróciłam do haftowania. Może wielkie dzieło zostaje zawieszone, ale kilka pomniejszych jest w trakcie robienia:) Do tego zostało mi poleconych kilka niesamowitych książek. Eh marzenie by pójść do empiku i wybrać to co się chce jest nadal aktualne. Ale się ograniczam. A... i zapisałam się na dwa kursy. Robienia pierniczków i designu japońskiego. ^^ ciekawe na ile mi zapału starczy;p